W niedzielę o 3 w nocy dowiedziałem się że Magda flirtuje z innym facetem. Spotkała się z nim w parku na spacerze, rozmawiali od czasu do czasu na messengerze, a w zeszłym tygodniu ich kontakt się stał dość częsty.
To, że dowiedziałem się że coś się dzieje, było całkowitym przypadkiem. Miałem przeczucie że może być coś nie tak, gdy w piątek wieczorem pośród nowych znajomych Magdy wypatrzyłem profil Marka. To nie był typowy profil znajomego. Wśród jego znajomych nie było żadnych innych jej znajomych. W pierwszym odruchu chciałem się spytać Magdy kto to jest. Ale wytłumaczyłem sobie że przesadzam i odpuściłem.
W sobotę wiele rzeczy mi nie wyszło. Miałem fatalny humor. Magda też mi nie pomogła mówiąc że „obczaiła” profil mojego kumpla. Kumpla, z którym byłem nieraz porównywany przez Alę. O którym słyszałem od Ali że jest przystojny, żywiołowy, pełen pasji. Przez którego słyszałem „czemu ty taki nie jesteś?”.
Gdy Magda zapytała mnie przez mess „co słychać” powiedziałem zdawkowo „nic”. W kolejnych wypowiedziach zauważyłem jej zaniepokojenie, nieadekwate do sytuacji. Gdy drugi raz napisała że martwi się o mnie zagrałem vabank i odpisałem „Nie musisz się o mnie martwić. Przecież wszystko sobie mówimy i wszystko o sobie wiemy. Nie ma powodu do niepokoju”. Po dłuższej chwili ciszy dostałęm wiadomość: „Nie mówimy sobie wszystkiego… ja nie powiedziałam wszystkiego”.
Pewnie myślicie że to nagły napływ szczerości? Nic podobnego. Niestety, zdarzało mi się kilkukrotnie przejrzeć historię wiadomości Magdy. Dzięki temu wykryłem jej pierwszą poważną zdradę. Wtedy prowadziłem ją jakby za rękę, żeby się sama przyznała. Teraz myślała że jest dokładnie tak samo.
Pozwoliłem jej trwać w tej niepewności. Mając też doświadczenia z przeszłości, wiedząc że robi co może żeby przedstawić tylko część prawdy, prowadziłem rozmowę tak, jakbym wiedział że kłamie. I rzeczywiście, po każdym takim zarzucie wyjawała mi nowe fakty. Na koniec zapytała: „Co, miałeś fajną lekturę, co?” Dopiero wtedy powiedziałem jej że części się domyśliłem, resztę powiedziała sama.
Nienawidzę jej. Boże, jak ja jej nienawidzę. Oszukała mnie kolejny raz. Zresztą nie tylko mnie. Tego Marka też (bo tak miał na imię jej nowy kadydat na przyjaciela). Nie powiedziała mu o mnie ani słowa.
Nie potrafię zrozumieć czemu dziewczyna, która dostała ode mnie tyle miłości znowu mnie zdradziła. Może nie była to zdrada fizyczna, ale jak nazwać umówienie sie w tajemnicy przede mną na spacer w parku, i to w pewnym sensie z jej inicjatywy. Jak zrozumieć czemu gada nim, gra z nim w gry, opowiada o nim przyjaciółce i rodzicom. Czemu sama inicjuje kontakty z nim?
Przecież można kulturalnie zakończyć znajomość ze mną, powiedzieć: słuchaj, kochaliśmy się, ale to minęło. Nie widzę naszej wspólnej przyszłości, spróbujmy się zaprzyjaźnić, niech każde z nas idzie swoją drogą, zachowajmy wspaniałe wspomnienia.
Powiedziała coś podobnego dopiero w niedzielę w nocy. Przestraszona że już i tak wiem:
Od naszego rozstania na doslownie kilka dni ale jednak czuje sie duzo bardziej samodzielna i nie wiem czy oi dobrze ale moj rozum moj rozsadek doszedl do glosu i bardzo rywalizuje z sercem. Prosto z mostu… wiem ze tak jest najlepiej. Mam swiadomosc ze nie powinnismy byc razem. Moj rozum znajduje mnostwo argumentow ktore przekonuja mnie ze nasz zwiazek nie ma przyszlosci ze (na etapie na ktorym jestem 20letniej studentki zaleznej od rodzicow polegajacej na nich nie majacej praktycznie nic swojego kacznie z doswiadczeniem) nie bylabym w stanie podolac wyjawieniu wszystkiego odciecia od rodziny zostawienia wszgstkiego co mi znane pezezywania procesu rozwodowego tej pogardy ze strony ludzi (bo wiem zew oczach waszych znajomych – twoich i Ali jestem mala dziwka ktora wlazla wbuty w malzenstwo i owinela sobie wokol palca zonatego mezczyzne z trudnego malzenstwa, dla mojej rodziny stalabym sie zakala, powodem do wstydu bo rozbilam rodzine skrzywdzilam dwoje dzieci zabierajac im ojca i zniszczylam zycie jegi zony) nie wiem czy przetrwalabym to…. a do tego czuje sie czesto przy tobie jak dziecko czuje ze jestes wyzej niz ja czuje ze powinnam cie sluchac jak cos powiesz to wiesz duzo lepiej ode mnie a to mnie dobija bo w zwiazku powinnismy byc na tym samym poziomie niestety w nSzym przypadku (i w moim wieku) narazie o to mysle ciezko. To wszystko mowi mi rozum… ale jak widzisz slabo mi idzie sluchanie rozumu czy serca. Kocham cie. Jetem do ciebie przywiazana. Teksnie za toba. Chce ci pomagac chce wiedziec co robisz chce z toba rozmawiac przezywac twoje problemu idciazac cie. I to serce mimo tych wszystkich rozmow ktore w kstatnim czasie odbylismy tego ile razy mowiles ze powinnam odejsc bo twoja sytuacja jest za ciezka jak dla mnie… to serce kaze mi powiedziec zebys orzestal tak mowic ze to nieprawda ze zostawmy to bo cie kocham j nie chce dopuszczac do siebie myslisz ze masz racje… probuje oszukiwac sama siebie zamiatajac to wszystko pod dywan to ze potrzevuje wiecej to ze za malo mi ciebie to ze to wszystko jest cholernie ciezkie to ze ukrywanie mojej milosci i brak mozliwosci podzielenia sie moim szczesciem chocby z rodzicami mnie dobija… i blagam cie to nie sa zarzuty na ciebie. Bo ja wiem ze robisz co mozesz. To jest w tym wszystkim najgorsze. Robisz ci mozesz… dajesz z siebie wszystko zartwasz noce nie masz czasu dla siebie nawet w podrozy non stop szukasz pretekstu zeby sie do mnie wyrwac… swoja droga zajedziesz sie jesli nie zwolnisz ale wracajac … to jeszcze bardziej mnie dobija… bo czuje sie jakbym byla totalnie samolubna jakbym wymagala niewiadomo czego a ty nie jestes w stanie spelnic moich zachcianek… ale tlumacze sobie ze to normalne potrzevy i staram sie sobie z tym radzic ale zawsze jest tak samo… jest ok zaczyna sie ciekzi okres w pracy w domu budowa rodzina frania mnosteo naraz nie mamy dla siebie czasu nic nie mowie czekam az to minie ale to sie dluzy potem sie odsuwam potem tworze mur… wybacz mi tak dzialam gdy tesknie do bolu nie chce zeby bolalo wole sie wylaczyc a po naszym eozstaniu jakos szybciej sie wylaczam… i to tez nie twoja wina prosze nic w tym tobie nie zarzucam. Mowie ci tylko to czegonie mowilam wczesniej. Mowisz mi ze wiesz ze zawalasz ze nie masz dla mnie czasu ze nie powinnam byc z toba bo co to za zwiazek… moja glowa mowi masz racje… tylko czekam ale i tak mowie przestn slonko wszystko sie ulozy… a mam swiadomosc coraz bolesniejsza ze chyba sie nie ulozy… chcialabym zebys bul dla mnie osiagalny. Zeby byl wolny i zebym mogla pokazac twoje dobre serce calemu swiatu zebysmy chodzili na wesela na imorezy na spacery do kina zebym byla tylko ja tak jak w innych zwiazkach… ale wiem ze tak nie bedzie i to mnie zabija… bo kocham cie… nie wiem jak to wszytko przyjmiesz
I zaraz potem wyjawiła swoją tajemnicę:
Teraz druga rzecz… chcialam zebys orzexzytal tamto zebys wiedzial co czuje ile rozumiem ile sobie tlumacze co sie dzieje we mnie. Bo pewnie po tej czesci nie cgcialbys tego juz sluchac. Nie ppwiedzialam ci ze ktoregos dni zaczepil mnie koles z mojej uczelni(..). To bylo myske w ostatnim tygodniu czerwca podeslal mi 2 kolosy z czegos i nic sie nie dzialo ale w tym tym tygodniu zaczal jakas czesciej pisac i odpisyealam. Wiem nie powinnam i wiem powinnam ci powiedziec. Wybacz mi wiem ze ty myslisz a leztnajmniej myslales o zwiazku ze mna… ja tez myslalam chcialam tego najbardziej na swiecie nadal bardzo chce ale wszystko co z tym zwiasane narazie mnie przeraza… i nie wiem czy nie majac nic moglabym rzucuc wszystko… przepraszam cie. Pewnie sie do mnie nie odezwiesz wiecej… bardzo chcialahym zebysmy byli razem kochali sie tak jak w rych dobrych chwilach… ale tego normalnego ciezkiego zycia jest strasznie duzo duzo wiecej niz my mamy czasu dla siebie…zeby byc szczesliwa i miec cie tyle ile potrzevuje musialabym zamieszkac z toba a tego sie boje bo nie chce tracic rodziny nie chce wodziec pogardliwego i nienawistnego wzroku ali mojego taty rodziny i mojej i twojej i smutnego twoich dzieci…
Jak pisałem nie była to cała prawda. Gdy zasugerowałem jej że wiem więcej, już nad ranem dodała:
Zapytal mnie jeszcze przed sesja czy chcialabym eysjc na kawe czy lody napisalam ze nie ma opcji mam full nauki. Od czasu do czasu napisal ale bardzo rzadko nawet nie codziennie i doslownie kilka wiafomosci. Pod koniec sesji znowu zapytal czy chcialabym sie spotkac bo tam chyba zastal piatek i sroda bo to bylo w czearyek o ile pamietam. Napisalam ze nie mam egzamin i nie. Ale i tak srednio sie uczylam. Ciebie nie bylo… wiem ze to fatalnie brzmi przepraszam… wuec napisalam ze na szybki spacer moge wyjsc stwierdzil ze szybki soacer spoko. No i sie spotkalismy przeszlismy do parku gadalismy o ksiazlach o rodzinie troche o muzyce i ogolnie o zaintersowaniach. Ty sie juz chyba nawet teho dnia nie odezwales wgl. No i wrocilam i byla znowu cisza. Nie pisalismy i w sumie dopiero jak zaczely sie wakacje zaczal czesciej pisac i jakos tak zaczelismy gadac z czego mige stwierdzic ze dopiero w tym tygodniy jakos tak czrsto.
Gdy to czytam wszystko we mnie się pali, rozdziera… Z kim ja mam do czynienia? Wy, czytając to, pewnie dojdziecie do wniosku, że to takie typowe… Może pomyślicie że mam za swoje… I pewnie macie rację.
Masakra… chyba sobie sam z tym nie poradzę. Ten blog nic nie ułatwia…
Czuję się zdradzony, oszukany, skrzywdzony, poniżony, a jednocześnie cholernie mi jej brakuje. Tak bym chciał sie z niej już wyleczyć… Ale nie tak łatwo… Dwa i pół roku to nie kichnięcie.
Mam do siebie pretensje że nie zerwałem z nią po pierwszej zdradzie. Że uwierzyłem że ona się zmieni. Chuja się zmieni. Nie zmieni się nigdy. Ona potrzebuje czuć że jest piękna, że ktoś się nią interesuje. Będzie ściągać na siebie uwagę mężczyzn, będzie sprawdzać czy koleś, który do niej zagadał, zakocha się w niej, będzie żywić się uwagą i adoracją innych facetów. Bez litości dla nich i dla mnie.
Czemu ja, gdy ją poznałem, nie byłem równie bezwzględny. Czemu nie powiedziałem „nie”, „spadaj mała”. Czemu pozwoliłem żeby zajęła tak ważne miesce w moim sercu…